Uciekła z dzieckiem z Kijowa. Znalazła schronienie w Knurowie. Co myśli o naszym mieście?

Iryna Gardetska od trzech tygodni znalazła schronienie w naszym mieście. Jest bardzo zadowolona z otwartości mieszkańców. - Tu jest całkiem inny świat - podkreśla w wywiadzie z naszym dziennikarzem.

4509 E917 AD67 4 F72 BBE7 B0 EE8833 A68 B

37-letnia Iryna Gardetska przed wybuchem wojny na terytorium naszego wschodniego sąsiada mieszkała z mężem oraz dzieckiem w Kijowie. Dzisiaj Irena oraz jej dziewięcioletni syn są bezpieczni w Knurowie. Niestety jej mąż został, aby walczyć z rosyjskim najeźdźcą oraz szkolić żołnierzy z zakresu pierwszej pomocy. W rozmowie z Dominikiem Borczykiem kobieta opowiada o ostatnich wydarzeniach i prosi o pomoc dla rodaków walczących na froncie.

Dominik Borczyk: Czy spodziewaliście się wojny?

Do ostatniej chwili wierzyliśmy, że nie będzie wojny. Mamy znajomych, którzy pracują na wysokich stanowiskach wojskowych. Nikt się tego nie spodziewał. Jeszcze 23 lutego rozmawiałem z nimi i pytałam się czy mam pakować najpotrzebniejsze rzeczy.

Dominik Borczyk: Jak wyglądał wasz dzień poprzedzający wojnę?

Przygotowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Wypłaciłem gotówkę w bankomacie i zatankowałam auto do pełna. Wierzyliśmy, że nic się nie wydarzy.

Dominik Borczyk: Jak wspominasz pierwsze chwile po rozpoczęciu wojny?

24 lutego, o godzinie 5:20 rozpoczął się ostrzał i bombardowanie naszego państwa. Rozpoczęliśmy szybkie pakowanie, aby o godzinie 6:00 być gotowym do wyjścia. Wsiedliśmy do auta i zaczęliśmy uciekać. Ugrzęźliśmy na błotnistym terenie. Wszyscy nam pomagali. Chodzili po polu i szukali kamieni, które podkładaliśmy pod oponę, aby móc dalej uciekać. Udało nam się uciec do Żytomierza oddalonego o 100 km od stolicy Ukrainy.

Dominik Borczyk: Jak wyglądała sytuacja w Żytomierzu?

Zatrzymaliśmy się w okolicach Żytomierza. Znaleźliśmy schronienie w domu u znajomych. Wszystkie dzieci bardzo to przeżywały. Spaliśmy na podłodze. W jednym domu było 28 osób. Nie mieliśmy możliwości schować się do schronu, ponieważ nie było innego wyjścia z schronu. Na naszą wioskę nie był prowadzony ostrzał, ale obok tak. Jak zaczął się zwiększony ostrzał to mój mąż powiedział, abym uciekała z dzieckiem do Polski.

Dominik Borczyk: Jak obecnie wygląda sytuacja na froncie?

Moja koleżanka, która przebywa obecnie pod Kijowem przeżywa horror. Rosyjscy żołnierze przyłożyli jej córce pistolet do głowy i kazali odpowiadać na pytania i pokazywać historię połączeń oraz SMS-ów. Dzieci bardzo się boją. Bardzo to przeżywają. Bardzo dużo dzieci przestało mówić, bo są w ogromnej traumie.

Dominik Borczyk: Jak oceniasz pomoc, którą otrzymałaś w Polsce.

Jestem bardzo zadowolona. Mieszkańcy są bardzo otwarci. Każdy chce pomagać. Tu jest całkiem inny świat . Nie oczekiwałam, że tutaj będą wszyscy tak otwarci. Dużo osób podchodzi i pyta, czy czegoś potrzebuję. Przed wojną myślałam, że jesteście neutralni. Jesteście bardzo pomocni.

Dominik Borczyk: Czy podoba Ci się w Knurowie?

Tak. Czuję się bardzo bezpiecznie w Knurowie. Mój syn rozpoczyna naukę w Miejskiej Szkole Podstawowej nr 2 w Knurowie. Pierwszy raz w życiu puściłam syna samego na rowerze. Kierowcy w Knurowie są bardzo kulturalni i jeżdżą bardzo spokojnie, przepuszczają nas na pasach. Bardzo nam się podoba.

Dominik Borczyk: Czy czegoś potrzebujecie?

Tak. Bardzo potrzebujemy materiałów oraz środków do szycia apteczek. Potrzebujemy bardzo specjalne apteczki, które trafią na front. Mój mąż szkoli żołnierzy. Mają bardzo dużo leków, ale brakuje im specjalnych apteczek. Jeżeli ktoś może pomóc to bardzo dziękujemy.

Tutaj możesz pomóc—> https://zrzutka.pl/x49c7n <— tutaj możesz pomóc

Apteczki dla Ukrainy